Wstyd za tatę #2
Według EPA niemiecki koncern instalował wyrafinowane oprogramowanie, które na podstawie ruchu kierownicą, czasu pracy silnika i ciśnienia atmosferycznego wykrywa, że auto przechodzi test emisji spalin. Wtedy oprogramowanie włączało instalacje, które zmniejszały zawartość trucizn w spalinach. Natomiast podczas normalnej eksploatacji instalacje się wyłączały i w spalinach było nawet 40 razy więcej trucizn (tlenków azotu), niż dopuszczają normy. Fachowcy przypuszczają, że dzięki manipulacjom auta VW jeździły dynamicznie. Bo dostosowane do amerykańskich norm toksyczności silniki mogły np. mieć mniejszą moc. EPA ujawniła, że do wykrycia przekrętu przyczyniła się organizacja ekologiczna International Council on Clean Transportation (ICCT). Wynajęła ona naukowców z West Virginia University do niezależnych badań spalin aut VW z silnikami Diesla. Naukowcy wykryli w nich dużo więcej trucizn, niż dopuszczają normy. W maju 2014 r. ICCT zaalarmowało EPA i władze stanu Kalifornia. Niemiecki koncern twierdził wtedy, że różnice w pomiarach wynikały z "różnych powodów technicznych" i "nieoczekiwanych" warunków eksploatacji. W maju EPA i władze Kalifornii przeprowadziły dodatkowe testy, znów niekorzystne dla VW. Ale dopiero gdy EPA zagroziła, że nie wyda VW certyfikatu na auta z silnikami Diesla na rok modelowy 2016, koncern przyznał, że zaprojektował i stosował fałszerskie oprogramowanie.
Afera zatacza coraz szersze kręgi na całym świecie. Przesłuchania w sprawie manipulacji spalinami przez VW zapowiedzieli amerykańscy parlamentarzyści, a według agencji Bloomberga śledztwo kryminalne w tej sprawie wszczął Departament Sprawiedliwości USA. Wczoraj prokurator generalny stanu Nowy Jork ogłosił, że wraz z prokuratorami innych stanów zbada aferę. Dochodzenie będzie prowadzić także ministerstwo środowiska Korei Południowej. Seul już zapowiedział, że jeśli wykryje problemy w autach VW, to rozszerzy kontrolę na auta wszystkich niemieckich firm z silnikami Diesla. Francuski minister finansów Michel Sapin zażądał wczoraj, aby Unia Europejska skontrolowała wszystkie koncerny motoryzacyjne, czy nie robią takich szwindli jak VW.
W poniedziałek wieczorem o obawach Białego Domu z powodu afery poinformował rzecznik prezydenta USA Josh Earnest. Ale chociaż Niemcy są jednym z największych udziałowców VW i mają "złotą akcję" tego koncernu, to kanclerz Angela Merkel dopiero wczoraj zabrała głos. - W tej trudnej sytuacji trzeba zademonstrować pełną przejrzystość, wyczyścić sprawę. Mam nadzieję, że fakty jak najszybciej zostaną wyłożone na stół - powiedziała Merkel. Wcześniej niemieckie ministerstwo transportu zapowiedziało dochodzenie w sprawie afery, a ministerstwo środowiska mówiło, że czeka na dane z USA, aby sprawdzić, czy także w Niemczech i Europie VW manipulował testami emisji spalin.
Niemiecki dziennik "Die Welt" alarmował wczoraj, że spalinowy skandal może zagrozić istnieniu VW. W USA za łamanie przepisów o ochronie powietrza koncernowi grozi kara do 18 mld dol., do tego dojdą pozwy od oszukanych kierowców. W innych państwach świata też mogą spaść kary na VW, a według "Die Welt" także inwestorzy mogą skarżyć koncern, że kurs jego akcji spadł, bo VW oszukiwał przy sprzedaży aut. W efekcie koncernowi mogą grozić wydatki wielokrotnie przewyższające zapowiedziane przez VW 6,5 mld euro. Wściekli mogą być również rywale VW, bo kursy ich akcji także zaczęły tracić. Wczoraj do południa po ponad 4 proc. na wartości straciły akcje Daimlera i BMW, kurs akcji Renault spadł o 7,4 proc., a akcje koncernu PSA (Peugeot & Citroen) zniżkowały o niemal 10 proc.
wyborcza.biz
Komentarze
Prześlij komentarz